Translate blog

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Ostatnia prosta

To był prawdziwie malancholijno-imprezowy weekend. W sobotę razem z Wuu urządziłyśmy mały wieczór pożegnalny. Była GieeS z eR., eM., i my. Sami najbliżsi przyjeciele. Zaprosiłyśmy więcej osób, ale dużo dziewczyn miało babysitting, bo to ostatni weekend przed świętami, więc hości mają różne Christmas parties.

Wybraliśmy się w piątkę do włoskiej restauracji, do której chodziłyśmy czasem na obiad w ciągu tego roku. Fajne miejsce i dobre jedzenie, ale nie przyjmują rezerwacji. Umówiliśmy się na 20:00, ale około godziny czekaliśmy w kolejce na stolik. Później zaliczyliśmy karaoke bar, a na końcu ja i eM (jako najwytrwalsi tym razem z całej ekipy imprezowicze) wylądowaliśmy na domówce.

W niedzielę widziałam się z Wuuu po raz ostatni, bo ona w środę wylatuje do Vancouver, a kiedy wróci, ja już będę w Seattle. Swoją drogą, zarezerwowałam dzisiaj bilet. Wylatuję 5 stycznia. Bilet był śmiesznie tani, tylko 60$, i nie biorą opłaty za nadanie bagażu. Interes roku ;) Budżet na podróżowanie mam taki, że chyba przez te 10 dni będę żyć na jogurcie z Safewaya, ale co tam. I'll survive!

Wracając do niedzieli, na pożegnanie, z racji zbliżających się świąt, urządziłyśmy sobie małą wigilię i zaprosiłyśmy eM i eS. Zabrałyśmy się za pichcenie o 15:00 i do 17:30 ogarnęłyśmy pierogi z kapustą i grzybami własnej roboty, barszczyk czerwony, smażonego pstrąga (bo o karpia to tu raczej ciężko), ciasteczka imbirowe i brownie. Miały być jeszcze kluski z makiem, ale sierotki zapomniały kupić maku i nie było już czasu wracać do sklepu. Na koniec zrobiliśmy cydr na gorąco. Było ciepło, leniwie, sennie i świątecznie.

Tęsknię już za Europą i cieszę się, że wracam. Mam już pewne plany na to co dalej, ale o tym na razie sza. Wszystko wyklaruje się w ciągu najbliższych tygodni. Teraz jeszcze korzystam z pięknego tu i teraz. Niektórzy stali się mi w ciągu tego roku bardzo bliscy i ciężko będzie mi ich zostawić. Jednych na krócej, innych na dłużej, niektórych może na zawsze. Chociaż ten rok pokazał mi, jak bardzo nieprzewidywalne są ścieżki losu i jak bardzo rzeczy, które wydają się nieosiągalne i niemożliwe, okazują się w zasięgu ręki.

Jutro mój ostatni dzień pracy. Z jednej strony ulga, z drugiej strony... będę bezrobotna! Dziwne uczucie. Nie wiem jak długo taki stan potrwa, ale wiem że zasłużyłam na urlop. I zamierzam go dobrze wykorzystać.

Wigilijna kolacja w dwie godziny? Moja mama nigdy w to nie uwierzy ^^

Mistrzowskie pierogi autorstwa Wuu. Teraz będzie je jadła przez najbliższe 3 dni, bo jej hości wyjeżdżając na święta zabrali z lodówki wszystko, nawet mleko...

Debiut eS na blogu ;)

I jedna z tych za którymi będę tęsknić najbardziej. Przynajmniej do stycznia.
Karaoke w Krakowie będzie nasze <3


2 komentarze: