Translate blog

niedziela, 18 stycznia 2015

Turystykę czas zacząć, czyli jak pokochałam San Francisco

W baraku u Obamy... :P
Jeśli właśnie zastanawiacie się co robię w gabinecie Obamy, to spokojna Wasza rozczochrana, nie postanowiłam zmienić nagle swojego życia i rozpocząć kariery w amerykańskiej Partii Demokratów. Ale w ubiegłą niedzielę razem z Wuuu, A.N. i Ash wyruszyłyśmy na podbój San Francisco. I na pierwszy ogień, jako że podobno mieszkamy nad oceanem, postanowiłyśmy uderzyć w dzielnicę rybacką, tzw. Fisherman's Wharf. Miejsce roi się od turystów, ale można tam poczuć prawdziwie morski klimat i zjeść dobre owoce morza po całkiem godnej cenie...

Coppola jak żywy, no nie? ;)
Wycieczkę zaczęłyśmy w muzeum figur woskowych Madame Tussauds i muszę przyznać, że to było lepsze niż się spodziewałam! Wejście standardowo kosztuje 26$, a jeśli kupi się bilet przez Internet to 22$ (za osobę dorosłą). Wyczaiłam jednak, że mieszkańcy Bay Area płacą tylko 16$. Trzeba jedynie okazać jakiś dowód tożsamości ze zdjęciem i do tego potwierdzenie zamieszkania na terenie któregoś z hrabstw zatoki. Ponieważ nie za bardzo wiedziałam czy au pairs traktowane są jak rezydenci, napisałam maila do muzeum z zapytaniem czy mogę okazać prawo jazdy jako ID i DS-2019 z adresem rodziny goszczącej jako potwierdzenie zamieszkania. Prawie natychmiast dostałam odpowiedź, że te dokumenty powinny wystarczyć a jeśli ktoś przy wejściu będzie miał wątpliwości, mogę pokazać mu tego maila. W rzeczywistości kiedy już dotarłyśmy na miejsce i odbierałyśmy kupione bilety nikt nas o żadne dokumenty nie zapytał, pani w kasie uwierzyła na słowo i jeszcze dała zniżkę Ash, która wcześniej biletu nie rezerwowała tylko dołączyła do nas w ostatniej chwili...

Królowa hippisów na łonie natury :P Obok niej był kocyk i prowizoryczne ognisko, którego nie udało mi się uchwycić na zdjęciu...
Jeśli muzeum kojarzy Wam się z wszechobecnymi napisami "nie dotykać" to Tussauds jest ZDECYDOWANIE inne. Do każdej figury można podejść, dotknąć, zrobić milion zdjęć, a jeszcze obsługa udostępnia do nich mnóstwo śmiesznych rekwizytów. Elementy strojów z epoki, rakieta tenisowa do zdjęcia z Sereną Williams, pióra i czapki na stanowisku z Lady Gagą, itd... Wszystko zaaranżowane pod fotografie i świetnie oświetlone.

W celi z Alem... nawet grzyb na ścianie całkiem wiarygodny :D
W różnych muzeach Madame Tussauds na całym świecie znajdują się w dużej mierze te same figury, ale każde miejsce ma też swoich "lokalsów", czyli ludzi zasłużonych dla danego miasta czy regionu. W przypadku San Francisco był to na przykład Francis Ford Coppola, reżyser legendarnego już "Ojca chrzestnego". Co ten pan ma wspólnego z miastem świętego Franciszka? Otóż jest właścicielem ponad stuletniego historycznego budynku Sentinel Building mieszczącego się pod numerem 916 Kearny Street, w którym znajduje się studio American Zoetrope. Prócz Coppoli w sekcji miejscowych znanych ryjków spotkać można Jimiego Hendrix'a i Janis Joplin, Jerry'ego Garcię, Carlosa Santanę czy Josepha Straussa, głównego inżyniera odpowiedzialnego za budowę mostu Golden Gate. Muzeum podzielone jest na sekcje, w których są kolejno celebryci, gwiazdy sportu, muzyki, kina, ale też takie osobistości jak Steve Jobs czy Mark Zuckerberg, siedzący z laptopem na wysokim stołku, pod którym leżą słynne... klapki. Niektóre figury rzeczywiście bardzo przypominają żywych ludzi, nawet skóra wygląda jak prawdziwa, kiedy się na nią spojrzy z bliska. Po powrocie do domu pokazałam mojej HM jedną z fotek, a ona krzyknęła: "gdzie potkałaś Dalajlamę?!" :D Mój tata też dał się wkręcić, kiedy wysłałam mu na maila zdjęcie z Sereną Williams i dopiero mama uświadomiła go, że moja nowa koleżanka na zdjęciu jest niestety z wosku.

"Gdzie spotkałaś Dalajlamę?!"
Po zwiedzeniu muzeum poszłyśmy na późny lunch do jednej z nadbrzeżnych knajpek. Wuuu chciała spróbować owoców morza, więc obie wzięłyśmy kalmary. Były przepyszne! Później spacerowałyśmy wybrzeżem i dotarłyśmy do PIER39, centrum handlowego znajdującego się na molo, obok którego wylegują się leniwe uchatki. Leżą jedna na drugiej jak wielkie parówki i... okrutnie śmierdolą :P Ale widok jest całkiem sympatyczny. W samym centrum handlowym rzesze turystów i mnóstwo sklepów z pamiątkami. A. N. kupiła trochę rzeczy, bo niedługo stuknie jej tu dziewiąty miesiąc i powoli zaczyna zbierać pamiątki, które zawiezie znajomym do Polski. Moją uwagę przykuł sklep dla leworęcznych (tak, jestem mańkutem!) Oprócz koszulek, czapeczek, długopisów i innych pierdółek z napisami wyrażającymi dumę z bycia lewym i wyższość lewizny nad prawizną było tam trochę przydatnych gadżetów, jak zestawy przyborów szkolnych czy kuchennych. Na koniec zaserwowałam sobie porcję lodów, tak wielką że kiedy hostka częstowała mnie dwie godziny później kolacją, musiałam odmówić. Nigdy więcej dwóch gałek... tu są wielkie!

Jak się pewnie domyślacie, od minionej niedzieli zdąż←ło się już kilka rzeczy wydarzyć. O tym jednak następnym razem, teraz dorzucam jeszcze trochę fotek do obejrzenia. Do następnego!

Czy fotkę z twórcą fejsa powinnam wrzucić na fejsa? :P

"Co myślisz o Microsofcie, Steve?" :P

Pseudo trawa i namalowane z tyłu ludziki są do bani,
ale Serena jak żywa :)

A to... no dobra, nie wiem kto to jest :P

Joe Montana, legenda amerykańskiego footballu...

Muhammad Ali. Próbowaliśmy się zmierzyć,
ale to nie moja kategoria wagowa ;)

Elvis żyje!!!

"Why he had to go? I don't know, he wouldn't say..."

Mamma mia! I oni tutaj?

Bob trochę odleciał, trudno było nawiązać z nim kontakt... :P

"I am the one who will dance on the floor in the round..."

"And I said what about Breakfast at Tiffany's...?"

Zakonnice w przebraniu :D

Z Morganem... <3

Mój geniusz muzyczny właśnie objawił się światu...

A to ja i Wuuu... A, no i Leoś :D

Kalmary! Polecam z cytrynką!!!


Widok na Alcatraz. Koniecznie muszę się tam wybrać!

Spacer na Fisherman's Wharf

Wygrzewające się w słońcu uchatki...

...z daleka i z bliska :)


Mistrzowie głupich pamiątek przedstawiają... magnesy w kształcie pączków!
Zrobione z gąbki i miękkie jak prawdziwe.

Sklep dla mańkutów. Więcej w nim ideologii niż pragmatyki... ;)

Otóż właśnie, oto przykład...

Flaga. Flaga jest wszędzie. Niektórzy gwiaździsty sztandar noszą nawet na du... na spodenkach ;]

5 komentarzy:

  1. Genialny post ! uśmiałam się na całego ;P uwielbiam oglądać tyle zdjęć. Pozdrowionka ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. chyba powinnas napisac Leonardo Dicaprio a nie Brad ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Tez byłam w tych okolicach wczoraj i strasznie mi sie to wszystko kojarzy z polskim morzem, promenadami itd haha
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie... I nagle zaczynasz mieć ochotę na gofra ;)

      Usuń