Translate blog

wtorek, 4 listopada 2014

Wybór host family - cz. II

W życiu, no w ŻYCIU nie przypuszczałabym, że najbardziej skomplikowanym elementem wyjazdu będzie... wybór walizki. Nie przesadzam! Motam się z tym już któryś z kolei dzień, przejrzałam chyba kilkadziesiąt stron, sklepów online i aukcji na allegro i ciągle nie podjęłam decyzji, w co spakuję swoje majtasy. Porażka. Ale - no tak - przecież dzisiaj miałam pisać o wyborze mojej host rodziny! Przejdźmy więc do rzeczy, a o bagażach i innych sprawach związanych z lotem - następnym razem.

E.L. (moja przyszła host mum) napisała do mnie miesiąc po otwarciu aupairroomu, kiedy wygrzewałam swoje kończyny na plaży w Grecji. Mail był długi, entuzjastyczny i stosunkowo osobisty. No, oczywiście nie mam na myśli jakichś głębokich wynurzeń. Chodzi mi raczej o to, że widać było że jest skierowany bezpośrednio do mnie, a nie jest tylko szablonową wiadomością wysyłaną do wielu kandydadek, hurtem. E.L. napisała między innymi, że moje au pair video jest świetne i wywołało uśmiech jej i dzieciaków. W to akurat byłam w stanie uwierzyć, bo filmik zrobiony był profesjonalnie i faktycznie mógł przykuwać uwagę. Dowiedziałam się też, że E.L. przyjmuje au pairs od siedmiu lat i byłabym ich piątą z kolei operką. Opisała pokrótce gdzie pracuje, czym sie zajmuje i co można robić w San Rafael. Brzmiało zachęcająco, zwłaszcza że juz wtedy podkreśliła, że pracuje tylko 4 dni w tygodniu, więc weekendy (od piątku) miałabym wolne. Napisała też, że razem z dzieciakami lubi czytać, chodzić na wycieczki, bawić się na plaży i pływać. Wzbudziło mój szacunek to, że zapytała czy z racji urlopu będę miała czas przejrzeć ich profil, i jeśli nie mam takiej możliwości, czy chcę aby przesłała mi dodatkowe info o rodzinie mailem. Umówiłyśmy się na rozmowę telefoniczną, bo w Grecji miałam zbyt słaby net żeby skorzystać ze Skype'a. Rozmowa trwala około pół godziny, i szczerze mówiąc niewiele z niej pamiętam. Chyba tylko tyle, że bylo miło, nie za długo, i bez wypytywania o dziwne rzeczy. Dowiedziałam się z niej m.in, że:
- będę pracować najczęściej 4 dni w tygodniu - wyłączając środy, kiedy dzieciaki są u ojca,
- w piątek E.L. ma wolne i jest w domu, ale potrzebuje pomocy przy dzieciach, zwłaszcza wieczorem,
- weekendy zazwyczaj mam wolne,
- moim głównym zadaniem będzie wożenie dzieci do szkoly i na zajęcia popoludniowe,
- mam do swojej dyzpozycji samochód, nie tylko w godzinach pracy,
- E. L. chciałaby żebym przygotowywała dla dzieci posiłki,
- da mi iPhone'a, ale ma tylko jedno życzenie - żebym robila nim duużo zdjęć małych potworów i wysyłała jej, kiedy jest w pracy :P
- mogę zapraszać znajomych, tylko jeśli chcę kogoś przenocować E. L. musi być wtedy w domu,
- i - uwaga! - rzecz, która mnie jednocześnie rozbawiła, ucieszyła i przekonała, że San Rafael to miejsce, w którym chcę spędzić kolejny rok. E.L. "uprzedzieła mnie", że dobrze czuć się będzie u nich tylko taka au pair, która lubi mieć dużo wolnego czasu, sama planować sobie zajęcia i często wychodzić gdzieś z ludźmi. No prosze Was! To przecież wymarzony układ...

Od tego czasu wymieniłyśmy około czterdziestu maili. E.L. wysyłała mi zdjęcia dzieciaków, ja im - fotki z wakacji. Druga rozmowa telefoniczna była własnie z dzieciakami. Małe gaduły, bardzo odważne i chyba już przyzwyczajone do operek. Ale dużo opowiadały. Mała zadawała mi takie słodkie pytania, czy mam jakies zwierzątko, jaki jest mój ulubiony kolor, i takie tam... A młody najpierw opowiadał dowcipy, a później móił o tym co robił w szkole i jakie zadanie z matematyki rozwiązywali. No dobra, przyznaję się - jeśli chodzi o to zadanie to nic nie zrozumiałam :P Ale dzieciaki wydają się super, mam nadzieję że będe mieć z nimi dobry kontakt. Zanim podjęliśmy decyzję o matchu (dla niezorientowanych - chodzi o dopasowanie au pair do rodziny) rozmawiałam jeszcze z obecną operką. Przemiła dziewczyna, odpowiedziała na moje pytania i była ogólnie bardzo pomocna. Spotkamy sie w grudniu na miejscu, bo ona kończy program dopiero 6-go stycznia, a ja przylatuję już 15-go grudnia. Zazębiamy się, bo E.L. chce żeby J.J. wszystko mi pokazała i wprowadzila w obowiązki. No, ale dość już tego hurraoptymizmu, wracam teraz do moich walizek. Jak coś wybiorę, na pewno sie pochwalę... ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz