Translate blog

piątek, 7 listopada 2014

Lot, walizki, zakupy...

Już jakiś czas temu pisałam Wam, że nadspodziewanie trudną rzeczą przed wylotem okazał się wybór odpowiedniej walizki. Wszystko przez te różnice w wymiarach akceptowanych przez różne linie lotnicze, a przecież na mojej drodze do San Francisco czekają mnie aż trzy loty.

A więc wylatuję dokładnie 15 grudnia o 6:35 z naszego kochanego Okęcia, zwanego teraz chlubnie Lotniskiem Chopina. Chociaż nie mieszkam w okolicach Warszawy wybrałam to miasto z dwóch powodów. Po pierwsze - liczyłam, że to stolYca, więc na pewno jakaś operka jeszcze ze mną poleci. Po drugie, mam tam stosunkowo dobre połączenie i kilkoro znajomych, którzy mogliby mnie przenocować, gdyby okazało się, że trzeba stawić się na lotnisku wcześnie rano. Drugi motyw okazał się słuszny i uzasadniony, bo faktycznie lecę bladym świtem (tak, w grudniu to na pewno jest blaaaady świt), ale co do pierwszego... Póki co kobietka z agencji poinformowała mnie, że akurat z Warszawy w tym terminie na dzień dzisiejszy nikt się nie wybiera. A G., którą poznałam przez forum operek (www.forumaupair.pl) wylatuje tego samego dnia, ale niestety z krakowa :( Trudno, spotkamy sie na miejscu, na szkoleniu - a potem jest bardzo prawdopodobne, że do hostów lecimy razem, bo ona też będzie mieszkała w Kalifornii, blisko San Francisco :) Chociaż tyle...

Takim właśnie sympatycznym Airbusem lecę do USA. (Źródło)
Tak więc lecę Brussels Airlines, z przesiadką w Brukseli, a docelowo do Nowego Jorku na słynne lotnisko JFK. Stamtąd zapewne busik do New Jersey, gdzie jest szkolenie. W New Jersey też jest lotnisko, ale ucieszyłam się że ląduje na JFK. Kto wie czy byłaby jeszcze okazja kiedyś je zobaczyć :) Lot do Brukseli będzie trwał nieco ponad dwie godziny, a do nowego Jorku 8 godzin 45 minut. Szmat czasu, muszę się zaopatrzyć w muzę i dobra lekturę. Jeśli jeszcze nie będzie do kogo ziapy otworzyć przez cały dzień, to już w ogóle porażka...

Do San Francisco lecę natomiast trzy dni później, po szkoleniu, i to jest - uwaga - kolejne sześć i pół godziny w samolocie. Ale tu już liczę na dobre towarzystwo dziewczyn ze szkolenia :) Jeśli jesteśmy przy tym lataniu, to nawiążę do tych nieszczęsnych walizek, których szukam od kilku dni... Bagaż główny, który idzie do odprawy, ma ważyc nie więcej niż 23 kg, a wymiary nie powinny przekroczyć 158 cm (dlugość+wysokość+szerokość) w przypadku linii europejskich i 157 cm w przypadku amerykańskich. Walizki, które znalazłam, a które są w GODNEJ cenie (takie, na które mnie stać...) mają zwykle trochę więcej, ale nie przekraczają 1,60m. Nie spotkałam się z tym, żeby ktoś na odprawie główny bagaż MIERZYŁ (!), no chyba że na oko jest bardzo niewymiarowy, ale wiecie jak to jest... Włącza się taka lampka w mózgu "a jeśli..." i wizja płacenia 150 euro za nadbagaż :P No dobra, nie róbmy histerii...
Takie oto cudeńsko Snowballa mam na oku.
Źródło: www.luxwalizki.pl

Jeśli chodzi o swoja walizkę, mam wobec niej kilka oczekiwań:
- ma być twarda (ABS, poliwęglan, lub tym podobne...),
- ma mieć kauczukowe kółka i najlepiej metalowe łożyska,
- dobrze gdyby była na 4 kółkach, lżej się prowadzi,
- musi miec zamek TSA (taki, który obsługa lotniska może otworzyć bez rozpruwania calego bagażu),
- fajnie gdyby nie była cała czarna i brzydka jak noc :P
- i byloby wprost genialnie, gdyby cena dużej nie przekraczała 300zł (prawie niewykonalne).
Tak, tak... wiem że wszyscy polecają markowe wyroby, np. Samsonite lub Witchen, ale jakoś nie mogę przełknąć wydania znacznej części swoich oszczędności na kawałek plastiku na kółkach, którym ktoś będzie rzucal na prawo i lewo po lotnisku... Poza tym, lubię kolorowe rzeczy z fajnym designem. Znalazłam przyjazną stronkę (www.luxwalizki.pl) i najbardziej podpasowały mi kolekcje Snowballa. David Jones też ma stosunkowo tanie i z ciekawymi wzorkami (np. mapa świata), ale żadna nie ma zamka TSA.


Wybrałam więc kilka opcji, zastanawiam się mocno nad taką: klik, taką: klik, lub taką jak na zdjęciu wyżej. Oczywiście wszystkie mają swoje małe odpowiedniki, które można zabrać jako bagaż podręczny. Małe w wiekszości spełniają standardy Brussels Airlines (55x40x23cm), ale już nie United Airlines, którymi lecę do San Francisco (56x35x22cm). Mimo wszystko chyba jednak zaryzykuję, różnice nie są duże, najwyżej zamiast na górnej półce będę trzymać podręczny pod nogami. Planuję też zabrać na pokład małą damska torebkę.

Mam też zamiar kupic dysk zewnętrzny, na który zgram sobie wszystkie przydatne rzeczy z mojego laptopa, i który zabiorę ze sobą do Stanów. Komputer zostaje w Polsce, na miejscu kupię nowy :) Jeśli chodzi o dysk, w zupełności wystarczy mi 500GB. I tak trzy czwarte zostanie puste, ale mniejszego kupować się nie opłaca. Myślę nad tym: klik, ale w X-KOMie chwilowo niedostępny, a w innych sklepach internetowych trochę droższy. Jesli macie jakieś namiary tanie i dobre walizki do kupienia online, proszę dajcie znac w komentarzach :) Mam jeszcze trochę czasu na podjęcie decyzji. See you!

1 komentarz:

  1. Walizeczki naprawdę prezentują się zacnie;) Zakup walizki to jednak trudne zadanie, tym bardziej dla kobiet, ale jeśli znajdzie się tą wyjątkową to ileż radości sprawia jej pakowanie;D

    OdpowiedzUsuń